Z Nowego Tomyśla do Macedonii – Życiowa droga Justyny… [ZDJĘCIA, FILM]

Na początku wywiadu dla O rany, Józek! pada pytanie, co takiego podobało mi się bardziej w Macedonii, że porzuciłam dla niej Nowy Tomyśl. Odpowiedziałam, że Ludzie. Natomiast nie czuję wcale, że porzuciłam Nowy Tomyśl, bo nie czułam się nigdy nowotomyślanką, ani też poznanianką, czy też mieszkanką Pragi czy Skopje, w których też mieszkałam. Przywiązuję się nie do miejsc, ale do ludzi.

Z Nowym Tomyślem wciąż wiążą mnie ludzie. Gdy zaczęłam rozmyślać o spotkaniach w szkołach, o dzieleniu się ideą turystyki otwartej, przedstawianiem sposobu podróżowania polegającym na rozmawianiu z ludźmi, nie o ludziach, gdy pierwszy raz zaświtała mi myśl o organizowaniu wyjazdów na praktyki dla licealistów – pomyślałam o Nowym Tomyślu.


Bo moi mentorzy, a w zasadzie moje mentorki, wciąż tu działają. Nie jest to tajemnicą i będę to powtarzała do znudzenia, że najwięcej zawdzięczam Renacie Śmiertelnej, która mnie i dziesiątkom innych dała bezpieczną, otwartą przestrzeń do zadawania pytań i poszukiwania siebie. Taką przestrzeń zawsze chciałam tworzyć i przekazywać dalej. Miałam też zawsze szczęście do wspaniałych nauczycieli, do Krystyny Szuwalskiej, która mimo usilnych prób systemu edukacji, nie zabiła, a rozpaliła we mnie miłość do historii. Do Danuty Kaczmarek, która kibicowała mi w najbardziej szalonych inicjatywach w nowotomyskim gimnazjum. I wreszcie do Agnieszki Kaczmarek, bez której z pewnością nie weszłabym z taką odwagą w kolejny etap, jakim były studia, która pozwalała nie zgadzać się i buntować, ale z odpowiedzialnością za własne słowa. Wreszcie, moja pokręcona droga do Macedonii prowadziła również przez sport, przez działanie jako zawodniczka, sędzina, instruktorka, organizatorka turniejów, a nawet dziennikarka sportowa, przy klubie MOS Kangur Nowy Tomyśl, na którego czele stali wówczas mój tata Jarosław Mleczak i Konrad Stachowiak. Współpraca tych dwóch wydawałoby się skrajnie różnych osobowości i ich obserwacja do dziś są dla mnie pouczające, a oddanie, z jakim walczyli o swoich podopiecznych, czas, który im poświęcali, inspiruje i moje działania.

A do Macedonii trafiłam tak naprawdę przypadkiem. Studia wybrałam na zasadzie: „chciałabym czytać inspirujące książki”. Podążałam w kierunku dziennikarstwa (moim marzeniem była korespondencja wojenna lub reportaż społeczny), ale wychodziłam z założenia, że zamiast uczyć się pisać, chcę uczyć się pisać o czymś. Pierwszy stopień studiów ukończyłam na kierunku łączącym filologię polską z literaturą i kulturą czeską i węgierską oraz historię – filologiczno-historyczne studia środkowoeuropejskie. Bardzo dużo działałam w organizacjach studenckich, byłam naczelną studenckich mediów, jak mnie wyrzucano skądś drzwiami, to wracałam oknem. Zaraz po ukończeniu studiów licencjackich rodzice pozwolili mi zaplanować rodzinne wakacje. Mój tata i ja jesteśmy włóczęgami, ale mój brat i mama lubią też spędzić trochę czasu na plaży. Wybraliśmy Albanię. Był rok 2015, tuż przed tym, jak Albania stała się jednym z najpopularniejszych miejsc wakacyjnych wśród polskich turystów. Ale wtedy nie było jeszcze o niej tak głośno. Pojechaliśmy samochodem, planując nocleg w Skopje, a następnie drogę dalej, do Wlory. Macedonia mnie zafascynowała, bo… nie było o niej nic wiadomo. Była taką białą plamą w Internecie. Jeszcze zanim przekroczyliśmy granicę z Albanią, powiedziałam sobie, że po powrocie zapiszę się na studia magisterskie na bałkanistykę. I tak się stało.
W 2016 roku przyjechałam do Skopje, z zamiarem zostania na sześć miesięcy w celu prowadzenia badań. Ich tematem był: Potencjał turystyki w rozwiązywaniu konfliktów. Opierałam się na badaniach, których dostępność była słaba w Polsce, a żadna w Macedonii. Zafascynowały mnie one jednak na tyle, że nie przestałam drążyć tematu. Jednocześnie od 2016 roku pracowałam jako przewodniczka w Albanii, byłam też pilotką dla grup młodzieżowych i dorosłych w Polsce i Europie, przewinęłam się przez parę biur podróży. Wreszcie, w 2020 roku założyłam własną działalność. W trakcie pandemii zostałam zaproszona jako jedyna ekspertka do Macedonii do finansowanego przez Unię projekty międzygranicznego albańsko-macedońskiego, promującego odpowiedzialną turystykę. Zakochałam się w ludziach odpowiedzialnych za projekt, z sukcesem zorganizowałam dwie wycieczki. Na początku tego roku otrzymałam grant dla Młodych Przedsiębiorców z programu Erasmus, wyjechałam na kolejne dwa miesiące do Macedonii.

Od lipca tego roku jestem jedyną przedstawicielką w Polsce i menadżerką na polski rynek macedońskiego biura podróży BalkanPrime Tours, jednego z wiodących biur podróży w Macedonii. Dołączyłam do BalkanPrime, ponieważ niezależnie od tego, czy organizujemy wyjazd biznesowy, czy ofertę dla klienta indywidualnego, zasada jest wspólna. 
Jest nią promocja lokalnych bohaterów w odpowiedzialny i zrównoważony sposób. 

Przede wszystkim jednak zajmuję się organizacją wypraw (nie)komfortowych. To oferta dla tych, których interesuje poszukiwanie pytań zamiast znajdowania szybkich odpowiedzi. Podczas tych wypraw zaglądamy do światów innych ludzi, rozmawiamy i włączamy się we wspólne aktywności, konfrontujemy się z naszymi przekonaniami i oczekiwaniami. Znika podział na nas i “Innych”. Są ludzie.

Prowadzę zajęcia i spotkania dla studentów i uczniów, a także prelekcje dla klubów podróżników. Współpracuję z macedońskimi organizacjami pozarządowymi wspierającymi przedsiębiorczość kobiet, społecznie odpowiedzialne biznesy czy innowacyjne inicjatywy.

W Macedonii już wypracowałam sobie markę, miałam przyjemność udzielać wywiadu do paru mediów, w tym do Inovativnost.mk. Teraz przyszła pora na podbój rodzimego podwórka!

Justyna Mleczak 

Do Macedonii

(Visited 1 162 times, 1 visits today)

Leave a Reply